Znaleźliśmy nasze miejsce na ziemi, a nagle…

… rzeczywistość brutalnie nam je odebrała.

Znaleźliśmy nasze miejsce na ziemi, a nagle...

Kilka dni temu pisałem o tym, że sprzedajemy nasze mieszkanie, w związku z czym zmuszeni jesteśmy do szukania nowego. No i szukaliśmy, aż znaleźliśmy całkiem ciekawą opcję w jednej z dzielnic Tarnowskich Gór. Mieszkanie na drugim piętrze, w bloku z lat 80tych, cztery pokoje (super, miałbym biuro w mieszkaniu, nie musiałbym płacić za wynajem lokalu), blok położony w pobliżu lasu.

Przez jakiś czas zastanawialiśmy się nad tym, czy warto tam jechać. Mieliśmy obawy, że to troszkę zbyt daleko od centrum miasta, ale w końcu skusiliśmy się i właśnie wczoraj byliśmy mieszkanie to obejrzeć.

No i samo mieszkanie bez rewelacji. Jakieś remonty tam były, ale mimo wszystko w przedpokoju została tapeta, którą trzeba zerwać i położyć gładzie, to samo w części kuchni. Do tego w całym mieszkaniu były jakieś dziwne gniazdka (dwa różne rodzaje), a panele nie były najlepszej jakości. Ale generalnie rozkład był fajny, łazienka, toaleta zrobione, do tego w miarę nowe meble w kuchni, w której zostać miało też całe wyposażenie (piekarnik, płyta gazowa, zmywarka). Generalnie względnie się nam podobało.

A później wyszliśmy z bloku, spotkaliśmy kolegę, który mieszka w tym rejonie i poszliśmy na spacer. I już wtedy czuliśmy, że to może być nasze miejsce na ziemi.

Już pod blokiem zamiast smrodu miasta i spalin czuć było zapach lasu. Sam spacer po lesie to czysta przyjemność, z której w przyszłości cieszylibyśmy się i my, i dziecko, i nasz pies. Okolica spokojna i cicha, a przy tym całkiem nieźle rozwinięta, bo w promieniu 1km znaleźć można i piekarnie, i lekarza, i stomatologa, i kwiaciarnię, i fryzjera, i Biedronkę, i Kościół. Generalnie jest tam wszystko to, czego nam potrzeba. Byliśmy zachwyceni i już zastanawialiśmy się nad tym jaką propozycję złożyć Pani sprzedającej mieszkanie, bo rzecz jasna chcieliśmy się troszkę potargować.

Ale cały ten czar prysł pod koniec rozmowy z kolegą, który oprowadzał nas po dzielnicy. Okazało się bowiem, że są plany, zgodnie z którymi w odległości około 200 metrów od „naszego miejsca na ziemi” wybudowana ma zostać droga ekspresowa S-11 łącząca Śląsk z Województwem zachodniopomorskim. No i dupa.

Zamiast pięknego lasu, zalewu, zieleni, czystego powietrza i spokoju ma tam powstać droga ekspresowa, którą zapierdzielać będą tiry i samochody osobowe. A zapierdzielać będą intensywnie, bo ta druga z pewnością będzie mocno oblegana. Już pomijam hałas i spaliny, które pojawią się tam po wybudowaniu drogi. Zwiększy się tam też ruch w okolicach bloków, w końcu to tamtędy ludzie zjeżdżać i dojeżdżać będą do ekspresówki. Masakra.

Aż zachciało nam się płakać.

W akcie desperacji napisałem jeszcze dziś maile do Urzędu Miasta, Zarządu Dróg i gdzieś tam jeszcze z pytaniem o budowę tej drogi. Bo niby jest ona w planach, ale ponoć mieszkańcy tej okolicy mocno przeciwko temu protestowali.

Może jakimś cudem plan został zmieniony? Ale jakoś wątpię, ktoś tam dostał kupę kasy i pewnie zgodził się na tak poroniony pomysł. Pomysł, który zamieni się w kupę, która brutalnie odbierze nam szansę na zakup mieszkania w tak fajnym miejscu.

No bo zwyczajnie wkurza mnie to, że ludzie sami robią sobie szkodę niszcząc tak urokliwe miejsca tylko po to, aby móc nawdychać się więcej spalin.

Sami wykończymy przyrodę. Sami wykończymy siebie.

Top content