Ten pierwszy raz…

Tak to już jest, że ten pierwszy raz przeważnie bywa bardzo stresujący. Ludzie się denerwują, martwią i zastanawiają nad tym, jak to będzie, czy się uda, czy nic się nie stanie. Presja związana z pierwszym razem jest ogromna i odczuwalna jest przeważnie przez każdą ze stron. Mówi się, że rzadko kiedy ten pierwszy raz jest udany, przeważnie lepiej jest przy kolejnych próbach.

I mam nadzieję, że u nas kolejne próby też będą lepsze, bo wczoraj pierwszy raz w życiu nasz synek poszedł spać w swoim pokoju, bez rodziców, a głównie to bez mamy.

Bo od ponad roku nie było ani jednej nocy, w czasie której Kasia spałaby gdzie indziej, niż Andrzej. W zdrowiu, w chorobie, w zmęczeniu, w bardzo wielkim zmęczeniu, w wyczerpaniu – Kasia zawsze spała przy Andrzejku. Wyrobiła już sobie odruch bezwarunkowy, przez który po przebudzeniu spogląda obok, aby sprawdzić jak w swoim łóżeczku śpi Andrzejek. Przez cały ten okres pilnowała czy synek jest przykryty, czy nie jest spocony, czy wygodnie leży, czy nie owinął się zbyt mocno swoją pieluszką i czy przypadkiem nóżka nie weszła mu pomiędzy szczebelki w łóżku.

A wczoraj musiała z tego zrezygnować. Przeze mnie :P. Nie no, żartuję, nie tylko przeze mnie, ona sama też dobrze wiedziała, że kiedyś trzeba będzie uczyć synka samodzielności wysyłając go na noc do jego pokoju. No i ten nasz pierwszy raz był nerwowy. Dla nas.

Zastanawialiśmy się, czy będziemy słyszeć, gdy synek się przebudzi, martwiliśmy się, że latanie do drugiego pokoju będzie bardzo uciążliwe, zastanawialiśmy się, czy Andrzejek nie dostanie zawału, gdy obudzi się nie widząc obok mamusi. Ale nie dostał. Andrzej budził się tak jak to ma w zwyczaju około sześciu razy. Biedna Kasia musiała do niego biegać. Ja biegłem tylko raz, gdy wydawało mi się, że synek nie potrafi uspokoić się przez godzinę (okazało się, że ta godzina to były dwie minuty). Ale jakoś daliśmy radę. Mam nadzieję, że przy kolejnych razach tego biegania będzie mniej.

U Andrzejka nie było żadnej traumy, nie było płaczu i lęku przed samodzielnym spaniem. Nie protestował, gdy Kasia zostawiała go samego i wracała do sypialni. Było standardowo, czyli nie za lekko :D. Ale w sumie, to mnie to cieszy.

Bo gdybyśmy postanowili „wyprowadzić” Andrzejka zbyt późno, to w starszym wieku byłoby to dla niego pewnie bardziej traumatyczne. I wszyscy byśmy się bardziej męczyli. Bardziej, niż teraz przechodząc te parę metrów do pokoju obok, aby przez chwilę pogłaskać go po pleckach, gdy z jakiegoś powodu się przebudza.

W całej tej sytuacji jest jeden duży plus. W końcu mamy sypialnię. Dla siebie. Dla naszej dwójki.

Ciekawe na jak długo :D.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Top content