Pierwsza podróż z niemowlakiem nie była zła

Już za chwilę niesamowicie ważny dla mnie mecz na Euro, w którym moi ukochani Włosi zmierzą się z Niemcami. Zanim zacznę trzymać kciuki za reprezentację słonecznej Italii chciałbym podzielić się z Tobą moimi wrażeniami z pierwszej wspólnej „dalszej” podróży, w którą to właśnie dziś wybraliśmy się z naszym dzieckiem.

Podróż nie jest jakaś oszałamiająca, bo nie wybraliśmy się ani do Gdańska, ani do Berlina. Pojechaliśmy sobie z Tarnowskich Gór do Częstochowy. Godzinka drogi. Chcieliśmy spotkać się z moimi rodzicami, a także z dziadkami, aby mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć swojego prawnuka.

Najpierw spotkaliśmy się ze sporymi problemami związanymi z rozpoczęciem podróży. Andrzej albo płakał, albo jadł. Kasia albo myła włosy, albo karmiła dziecko, albo jadła śniadanie. Ogólnie przy dziecku ciężko jest się na coś terminowo umówić. Dziś miałem okazję doświadczyć tego na własnej skórze.

Jak już udało nam się wsiąść do auta, to Andrzej z jakiejś przyczyny postanowił trochę postękać. Gdy się nieco uspokoił, to dopadła go czkawka. A na czkawkę reaguje histerycznie. Na całe szczęście jakimś cudem dzięki Kasi się uspokoił. Na minutę, bo później zaczął płakać. Wtedy rozbudziłem w sobie cały talent wokalny i zacząłem śpiewać Andrzejkowi różnego rodzaju piosenki pod tytułem „twórczość własna”. Po kilku chwilach słuchania o tym, że za parę lat razem będziemy chodzić na mecze i kibicować Milanowi Andrzej zasnął. Poczuł po prostu, że czeka go dobra przyszłość.

W Częstochowie nie było już tak różowo. Andrzej ma w zwyczaju płakać i lamentować w ciągu dnia, zwłaszcza gdy jest gorąco. A dziś tak właśnie było. Więc cała rodzina mogła wysłuchiwać jego płaczu, który przerywany był tylko karmieniem i kilkoma chwilami spokoju.

Mama, czyli babcia, była bardzo zadowolona z wizyty, wnuczek jej się wyraźnie podoba. Tacie, czyli dziadkowi też ;-). Babcia, czyli prababcia stwierdziła, że bardzo fajny chłopczyk i dobrze, że płacze, bo będzie miał piękny głos. A to położna, więc musi mieć rację. Dziadek, czyli pradziadek też był zachwycony.

Do tego wszystkiego udało się spotkać z moją siostrą i całą jej rodzinką, a także z siostrą cioteczną.

Krótko rzecz ujmując Andrzej miał dziś okazję do zapoznania się ze sporą częścią swojej rodziny. Ale przed nim wciąż wiele podróży, które mam nadzieje, że w przyszłości okraszone będą mniejszą ilością płaczu.

A droga powrotna była bardzo przyjemna. Zbierało się na burzę, więc nie było już tak gorąco. Do tego Andrzej całą drogę przespał. Podobnie jak i Welwet. Tylko my z Kasią byliśmy na wpół przytomni.

I bardzo szczęśliwi. Bo pomimo płaczu wyjazd był bardzo miły. Fajnie mieć dużą rodzinkę.

Top content