Rodzic na dopingu. Czyli o dziecku spadającym z łóżka

Jest godzina trzecia w nocy. Śpię sobie trwając w błogiej nieświadomości. Umysł odpoczywa i relaksuje się, a ciało przygotowuje się do tego, aby już za kilka godzin rozpocząć zmagania z kolejnym dniem pracy. Wtem potężny huk wybudza mnie ze snu, zrywam się na równe nogi i jeszcze z nie do końca otwartymi oczyma rozpoczynam bieg do pokoju mojego dziecka. Za sobą zostawiam witrynkę z różnego rodzaju szkłem, które ciągle się trzęsie delikatnie hałasując.

Przebiegając obok sypialni, którą jakiś czas temu ponownie opuściłem z powodu wizyt niespodziewanego gościa, który lubi płakać. Widzę kątem z oka, że huk ten wcale mi się nie przyśnił, bo z łóżka wybiega również moja żona, która wygląda na przestraszoną tym, co mogło się stać.

Wpadam do pokoju Andrzejka. Dziecko leży na podłodze prostopadle do łóżka, twarzą w jego kierunku i w kierunku podłogi. Krzyczy przeraźliwie, a gdzieś spomiędzy płaczu i pisku usłyszeć można ZIAZIA. Serce mnie boli i bije bardzo mocno, a umysł zamartwia się o to, czy memu dziecku nie stała się przypadkiem krzywda. Biorę go szybko na ręce i macam sprawdzając czy wszystko ma na swoim miejscu. Dziecko płacze dość intensywnie i nie może się uspokoić, ale nie zauważam, aby dotyk w żebra, rączki czy nóżki sprawiał, aby płakało głośniej. Chyba wszystko jest więc w porządku.

Dziecko wtula się we mnie, obejmuje mnie za szyję. Wiem, że czuje się u mnie bezpiecznie, wiem, że nie chce mnie puścić i wiem, że jest mu u mnie dobrze. Po kilkudziesięciu sekundach synek uspokaja się, pije odrobinę wody, a po chwili zasypia. Dalsza część nocy jest spokojna, a rano żona potwierdza, że po upadku nie ma żadnego śladu. Na całe szczęście.

Taka oto sytuacja spotkała nas kilka dni temu. Byliśmy bardzo przestraszani, bo uderzenie o podłogę było faktycznie mocne, serio, zatrzęsło się szkło w witrynce stojącej w dużym pokoju, masakra. Rodzic dziecka, któremu dzieje się krzywda bardzo to przeżywa. A przynajmniej powinien.

I jako wielki fan różnej maści sportów chciałem tutaj powiedzieć jedno zdanie, do sportowców, którzy mieli problemy z dopingiem, jest ich całkiem sporo. Może zamiast się koksować wyobraźcie sobie, że krzywda dzieje się Waszym dzieciom? Wierzcie mi, po takim dopingu przebiegniecie 100 metrów w rekordowym czasie, podniesienie największy ciężar i pobijecie każdego rywala, byleby tylko móc dotrzeć do malucha. Ale róbcie to tylko w ostateczności, bo takich rzeczy lepiej sobie nie wyobrażać.

Rodzic na dopingu. Czyli o dziecku spadającym z łóżka

Top content