Pięć naturalnych metod, by podnieść swój poziom dopaminy

Niedobór dopaminy przyczynia się do powstania różnych chorób, począwszy od zespołu niespokojnych nóg, na chorobie Parkinsona i schizofrenii skończywszy. Zwana jest neuroprzekaźnikiem szczęścia, choć jej rola nie ogranicza się jedynie do poprawienia nam nastroju. Związek ten reguluje ruchy mięśni, poprawia pamięć, czy koncentrację. Wykazano także, że im większy poziom dopaminy, tym większa Twoja motywacja do działania. Jeśli więc masz w pracy znajomego, który ciągle powtarza „Ło matko, ale mi się nie chce!”, być może powinien sobie załatwić leki na Parkinsona. Niedobór dopaminy objawia się ospałością i apatią, problemami z zapamiętywaniem i skupieniem uwagi, obniżeniem libido i oczywiście wahaniami nastroju. Do tego dochodzą problemy ze snem, czy poczucie beznadziei. Osoby z niskim poziomem tego cennego neurotransmitera mają skłonność do sięgania po używki. Jak widać, utrzymanie jej wysokiego poziomu to gra warta świeczki. Na szczęście nie musisz biec do lekarza z łapówką i prosić go o receptę na l-dopę. Znamy bowiem kilka naturalnych metod, by podbić poziom dopaminy. Zapraszam do czytania.

Odnoś małe lub większe sukcesy

Omawiany neuroprzekaźnik odgrywa kluczową rolę w stymulacji ośrodka nagrody. Jeśli coś Ci się w życiu udaje, mózg nagradza Cię za to wystrzałem dopaminy. Z drugiej strony notoryczne ponoszenie porażek może prowadzić do drastycznego obniżenia syntezy tego związku, co zwiększa ryzyko depresji i wspomnianych we wstępie chorób. Może prowadzić, ale nie musi. Jeśli nie bierzesz porażek do siebie i potrafisz mimo wszystko iść przez życie z podniesioną głową- jest dobrze. Są jednak osoby, które bardzo się przejmują każdym niepowodzeniem. Nawet porażka w papier, kamień, nożyce potrafi im zniszczyć cały dzień. Dlatego warto podejmować się takich zadań, o których wiesz, że masz szansę na ich pomyślne zrealizowanie. Nie chodzi jedynie o rywalizację z innymi osobami, ale w głównej mierze o stawianie samemu sobie małych celów i dążenie do sukcesu. Pamiętam, że gdy jako młody chłopak chciałem schudnąć, bo przypomniałem zdeformowanego wieloryba wyrzuconego na brzeg, ustaliłem, że w dwa miesiące zgubię 10 kilogramów. Straciłem „jedynie” osiem. Z perspektywy czasu postrzegam to jako sukces, tym bardziej że jeszcze wtedy nie miałem prawie żadnego pojęcia o ćwiczeniach i diecie. No ale na tamten czas byłem smutny i rozgoryczony, że spotkała mnie porażka. Dlatego wiedz, że dużo lepiej stawiać sobie małe i krótkoterminowe cele, niż porywać się z motyką na Słońce. Dziś zrobiłbym to tak, że moją misją byłoby zrzucenie półtora kilo w tydzień. Co więcej- zapisywałbym wszystkie swoje cele w zeszycie albo kalendarzu, po każdym tygodniu rysując kratkę, w którą wstawię „ptaszka” jeśli mi się uda. Takie wizualne nakreślenie swojego zwycięstwa daje mózgowi komunikat, że wygrywasz. Znajdź jakąś pasję i bądź w czymś dobry. Stawiaj sobie zadania i wszystko ładnie zapisuj. To mogą być kompletne banały, byle by cokolwiek robić. Na przykład jednego dnia ustal, że zjesz śniadanie lewą ręką, umyjesz zęby na jednej nodze i po pracy zrobisz sto podskoków. I cyk, już masz 3 małe sukcesy. Innego dnia niech Twoim celem będzie powiedzenie trzem osobom komplementu i sprawienie, że poczują się lepiej, potem mądre wydanie dziesięciu złotych (na przykład na zdrowe produkty spożywcze, bo inwestycja w siebie to najlepsza inwestycja) i do tego posprzątanie pokoju. Łącz przyjemne z pożytecznym. Niech nudne obowiązki staną się ekscytującymi wyzwaniami. Uwierz, że wtedy o niebo lepiej się czujesz na co dzień.

Zastąp niezdrowe używki zdrowymi

Zaraz zaraz, to używki mogą być zdrowe? Okazuje się, że owszem. Na przykład zielona herbata- zawarta w niej l-teanina podnosi poziom dopaminy. I serotoniny też, więc dwa w cenie jednego. Dodatkowo oczyszcza cały organizm, a jak wiadomo w zdrowym ciele zdrowy duch. No i ma w sobie bardzo dużo antyoksydantów, chroniących nas przed chorobami układu krążenia i nowotworami. Napar z liści tejże uwielbianej w Chinach rośliny stanowi doskonałą alternatywę dla kawy, która początkowo gwałtownie podnosi poziom dopaminy, a potem drastycznie go obniża. Tworzy w ten sposób uzależnienie, bo bez kawy nie jesteś już w stanie samodzielnie wytworzyć omawianego neuroprzekaźnika. Innym „syfem”, który warto wyrzucić ze swojego życia, są papierosy. Działają niemal identycznie jak kawa, z tym że szybciej stymulują. Jeśli uważasz, że nie da się ich rzucić, odwiedź Holandię i popalaj małe ilości Szałwii Meksykańskiej. U nas jest nielegalna. Sama w sobie nie uzależnia, a ma tę właściwość, że powoduje wstręt do fajek. Dziwne, ale godne polecenia, w razie jakbyś był zdesperowany. Ale załóżmy, że na razie nie jesteś i nieco prostsze metody też zadziałają. Dobrym stymulantem jest kurkumina. Możesz kupić tabletki z tym związkiem w aptece albo po prostu wkładać pod język łyżeczkę kurkumy z domieszką czarnego pieprzu, który ułatwia absorpcję i czekać tak 3 minuty, by potem całość połknąć. Z góry uprzedzam, że metoda druga jest w smaku dość… Nieprzyjemna. Mój znajomy ustalił sobie, że za każdego spalonego papierosa będzie się karał takim właśnie aplikowaniem kurkumy pod język. Rzucił w niecałe trzy tygodnie. I mam nadzieję, że do tego nie wrócił. Pomocne w zwalczaniu tytoniowego nałogu jest także wąchanie czarnego pieprzu i jabłek. Ich zapach w jakiś nie do końca wyjaśniony sposób stymuluje silną wolę. A skoro już o niej mowa- dbaj o dobry sen, a wtedy Twoje pokłady samokontroli będą się odnawiać i nie pękniesz, gdy spotka Cię jakaś pokusa. Świetnie sprawdza się olejek lawendowy. Tylko musi być naturalny! Kilka kropel na poduszkę i śpisz o niebo lepiej. A jeśli podczas rzucania palenia cierpisz na ostry niedobór dopaminy, kup sobie Ginko Biloba lub noopept. Nie ma za co.

Uprawiaj sport

Aktywność fizyczna sama w sobie jest swego rodzaju sukcesem. Gdy się ruszasz, Twoje ciało uwalnia masę hormonów szczęścia, żeby zniwelować potencjalny ból po treningu, a także, żeby dać Ci motywację do ponawiania czynności, która pod względem biologicznym jest dla Ciebie bardzo korzystna. Być może słyszałeś o euforii biegacza- większość ludzi po przebiegnięciu maratonu tego doświadczy. Na początku cierpisz katusze, później, gdzieś w połowie biegu myślisz o tym, żeby to wszystko rzucić w cholerę i pojechać w Bieszczady, ale gdy już przekraczasz linię mety- boom! Czujesz się jak heroiniarz po wbiciu igły. Twój układ nerwowy dosłownie zalewany jest dopaminą i fenyloetyloaminą. Czysta, wspaniała euforia. Wielu płacze ze szczęścia. Nie dziwię się, pokonanie swoich słabości i niepoddawanie się pomimo zmęczenia wymaga ogromnego samozaparcia. A ten sukces, który na końcu spada na Ciebie… Ta świadomość, że dałeś radę… To coś cudownego. Co ciekawe, nie musisz być profesjonalistą, żeby skorzystać ze zbawiennego wpływu aktywności fizycznej na mózg. Już krótki, półgodzinny spacer daje dobry efekt. Piętnaście minut jogi, kilka serii pompek z rana, albo wizyta na siłowni- zrób cokolwiek. Chcąc nie chcąc, stale się do kogoś porownujesz. Podświadomie pragniesz być lepszy. Albo od innych, albo od siebie samego z przeszłości. I kiedy w końcu ruszasz cztery litery, zaczynasz czuć się jak pan życia.

Medytuj

Pewnie pomyślisz teraz- hola hola gościu! Nie jestem żadnym mnichem, żeby bawić się w takie pierdoły. No spoko, nikt Ci nie każe nim być. Medytacja może mieć różne formy. Najlepiej działa oczywiście klasyczne zamknięcie oczu i wykonywanie głębokich wdechów, przy jednoczesnym niemyśleniu. Może to na początku trudne, ale uwierz, że warto. Nad fenomenem medytacji głowiło się sporo okularników w laboratoriach. Udowodniono, że osoby, które wdrożyły ten nawyk w życie, mają znacznie większy hipokamp, niż zwykli śmiertelnicy. Jest to obszar mózgu odpowiedzialny za zapamiętywanie. Dodatkowo znacznie lepiej wypadają w testach na koncentrację, mają silnie wykształconą empatię i wykazują nieprzeciętnie wysoki poziom samokontroli. Mało Ci? To słuchaj teraz. Uwaga, bo zwykle, kiedy o tym mówię, każdy mój rozmówca puka się w czoło: Medytacja przedłuża życie. Na końcu każdej nici DNA mamy tak zwane telomery, które odpowiadają za podział genomu. Z każdym powieleniem się komórki telomery stają się krótsze, więc po jakimś czasie komórka traci zdolność replikacji, a my nazywamy to starzeniem się. Jak się okazało, medytacja spowalnia skracanie się telomerów. Co ciekawe, medytacją może być każda czynność manualna, wymagająca skupienia, podczas której wyłączasz myślenie i jesteś obecny w „tu i teraz”. Wystarczy, że koncentrujesz silnie na czymś uwagę, a Twój umysł jest czysty. Więc takie czynności jak prowadzenie samochodu, szydełkowanie, malowanie, czy nawet przerzucanie obornika widłami, przy odpowiednim podejściu może stać się medytacją. Pamiętam swoją pracę na produkcji. Pierwszy dzień i od razu najgorsza możliwa robota w całym zakładzie. Polegała na sypaniu wiśni ze skrzynek na taśmę. Już po czterech godzinach byłem tak zmęczony i zły, że myślałem, że komuś dam w mordę (najchętniej brygadziście, który non stop mnie poganiał i zabronił trzymać butelki wody pod taśmą). Było ciężko i nudno, a czas się ciągnął niemiłosiernie. W połowie zmiany zażądałem, by mnie ktoś zmienił. Po tygodniu znowu dali mnie na sypanie wiśni, a że miałem tego dnia dobry nastrój, stwierdziłem, że podejdę do tego pozytywnie i zobaczymy, czy coś to zmieni. Medytowałem, nawalając wiśnię. Skrzynka za skrzynką, godzina za godziną. I jakoś zleciało. Fakt, byłem zmęczony jak Pudzian po wygraniu zawodów, ale jednak szczęśliwy. I od tamtej pory sam czasami zgłaszałem się na sypanie, bo przynajmniej zmiana mijała szybko, kiedy się wchodziło w wiśniowy trans. Na innych stanowiskach trzeba było myśleć, co się robi, więc medytacja nie wchodziła w grę. A na sypaniu- miodzio. Tym sposobem przekonałem się, że każdy może być mnichem. Nawet jeśli jest pracownikiem fizycznym w chłodni.

Obejrzyj film lub przeczytaj książkę

Horrory, kino akcji, komedie… Wszystko, co daje nam dawkę zdrowych emocji, podnosi poziom adrenaliny i dopaminy. Tak, tak- zupełnie, jak narkotyki! Tym bardziej, jeśli potrafisz się naprawdę wczuć w przedstawioną historię i niejako wraz z bohaterem żyć tymi wątkami. W dzisiejszych czasach dostęp do książek masz praktycznie nieograniczony, bo wiesz, istnieje coś takiego jak biblioteki. No i księgarnie, ale to już wyższy poziom luksusu. Książki uczą poprawnie się wypowiadać i rozwijają intelekt. Statystycznie: im więcej czytasz, tym jesteś szczęśliwszy. No i oczywiście czytanie wybierają osoby o wysokim ilorazie inteligencji. Choć nie jest to obowiązującą regułą. Nie wszyscy przecież lubią czytać. Niektórzy zaś chcą, ale mają mało czasu. Mam dobre wieści- filmy też są spoko. Służą mózgowi. O ile oczywiście nie są to jakieś debilizmy, z których pobierasz wzorce życiowe, a potem dziwisz się, że rzeczywistość jest inna, niż pokazali na ekranie. Jeśli nie chcesz wydawać pieniędzy na kino ani płyty DVD, ale z drugiej strony nie uśmiecha Ci się spędzić kilka lat życia za kratami z powodu piractwa, możesz skorzystać bez obaw z legalnych serwisów z filmami online. Polecę Ci kilka ciekawych pozycji, w razie, gdybyś nie wiedział, co można obejrzeć. Z kina akcji: Pan wypadek, San Andreas, Po prostu walcz, Non stop, Falcon Rising, albo Uprowadzona. Z komedii: Bracia Grimsby, 21 Jump Street, Ojciec roku, Ustawka, Jestem na Tak lub Nietykalni. Z filmów sci-fi: Na skraju jutra, Transcendencja, Interstellar, Lucy, Chappie, albo Dystrykt 9. Miłego oglądania!

Top content