Najfajniejsze zdjęcia dziecka to te, których mu nie zrobisz

Mam w głowie kilka takich obrazków, które mocno mnie zastanawiają. Wiążą się one z chorobliwą chęcią robienia zdjęć swoim dzieciom. Pojawia się ona w różnych sytuacjach. Zanim przejdę do tego, o czym chciałbym dziś powiedzieć, opiszę te trzy przykłady, abyś wiedział, o czym mówię. Z góry przepraszam za to, że może pojawić się problem ze zrozumieniem moich myśli, ale biorę mocne leki przeciwbólowe i zwiotczające mięśnie, więc średnio kontaktuję :D.

Przykład 1: pierwszy wspólny spacer

Rodzice szykują się do pierwszego spaceru z dzieckiem. Przygotowali cudowny wózek, ubrali dziecko, doczekali się wspaniałej pogody, zebrali się, wyszli na ten pierwszy spacer, który to przeważnie nie jest zbyt długi. Spacerują, robią zdjęcia, robią miliony zdjęć, robią fotorelację z tego, co tak ekscytującego i pełnego emocji (niczym przy grze w szachach) się dzieje, nagle orientują się, że trzeba wracać, wchodzą do domu, siadają i wspominają, jak to było, przeglądając zdjęcia, które to udało im się zrobić. Jarają się.

Przykład 2: pierwsza zabawa na huśtawce

Dziecko już siedzi, jest ładna pogoda, spacery stały się czymś normalny. Rodzic idzie więc więc na plac zabaw, bo stwierdza, że chyba nadszedł dzień, w którym można wsadzić malucha do huśtawki i trochę go pobujać. Robi więc to, jedną ręką buja dziecko, w drugiej trzyma telefon i cyka fotki. Nie jedną, dwie czy trzy. Robi to do oporu, a może nawet zaczyna kręcić film. Nagle dziecko zaczyna płakać, zdjęcia są już brzydkie, a i nie wszystkie wcześniejsze są wspaniałe, bo dziecko nie chciało pozować albo odwracało głowę. Rodzic je wyjmuje, wkłada do wózka i wraca do domu. Później fotorelację pokazuje rodzinie. Jara się.

Przykład 3: występ w przedszkolu

Dziecko poszło do przedszkola. Rodzic doczekał maja i czeka na przedszkolny występ przygotowany z myślą o Dniu Matki. Rodzic siada wygodnie, liczy na to, że jego dziecko wykaże się talentem na miarę Leonarda Dicaprio. Przedstawienie się zaczyna, rodzic patrzy na nie jednym okiem, drugim zerka w telefon, którym rąbie fotki i kręci filmy wkurzając się, że kobieta przed nim ma fryzurę, która zasłania obraz, a z boku siedzi wysoki facet, więc też nie da się kręcić. Wraca do domu, pokazuje bliskim swoje materiały. Jara się.

A co później?

A później rodzic zauważa, że nie wszystkie zdjęcia są piękne. Część jest rozmazanych, na części dziecko patrzy w bok, a na innych ma głupią minę. Rodzic wkurza się, że tak to wyszło. Zaczyna żałować, że zamiast cieszyć się chwilą i przeżywać całym sobą te wspaniałe chwile, to robił te zdjęcia.

Bo najpiękniejsze dziecka zdjęcia do nie te, które zrobisz aparatem. To też nie te, które zbiorą najwięcej lajków na IG czy FB.

Najpiękniejsze zdjęcia to te, których nie zrobisz. To te, które utkwią w Twojej pamięci i do których będziesz wracał myślami. Żaden aparat, żaden telefon, żadna kamerka, nie uchwycą piękna, które widzą Twoje oczy.

Pamiętaj o tym. Ja też się postaram, bo niestety często o tym zapominam.

Jasne, można zrobić kilka fotek, ale to kilka, 10 sekund i wracajmy do rzeczywistości. Oglądanie tych ważnych chwil przez ekran urządzenia elektronicznego jest marnowaniem ich potencjału.

Szkoda czasu, szkoda życia i szkoda tych momentów.

PS.

Przy przykładzie 3 w końcu zrozumiałem, po co w moim przedszkolu wynajmowany był jeden fotograf, który robił zdjęcia i filmy dla wszystkich. Wtedy stojące na scenie dzieci widziały rodziców, którzy byli w nich wpatrzeni. A teraz widzą las…. las komórek ;-).

Top content