Jak bawię się z dziećmi, gdy umieram ze zmęczenia?

Pamiętam jeszcze czas, w którym miałem jedno dziecko. Byłem wtedy piękny, młody i miałem całą masę energii, którą mogłem poświęcić tylko jemu. W dodatku miałem jeszcze zdrowy kręgosłup, nawet nie sądziłem, że za kilka lat będę operowany. Moje zabawy z dzieckiem były wtedy samym wariactwem. Skakanie, tańczenie, podrzucanie, spacery w tuli i inne cuda. Teraz nie zawsze mogę sobie na wszystko pozwolić. Nie jest tak, że nie wariuję, ale dzieląc te wariacje, póki co na dwójkę dzieci, staram się oszczędzać mój kręgosłup. W każdym razie muszę Ci szczerze powiedzieć, że często przychodzi taka chwila w ciągu dnia, w której zwyczajnie nie mam siły na jakieś wymyślne zabawy. Wtedy szukam rozwiązań, które wymagają ode mnie niewiele, a jednocześnie dają dzieciom dużo frajdy. I to właśnie o stojąco/leżąco/siedzących zabawach chciałem dziś napisać.

Gry i planszówki

Sam zawsze lubiłem gry zręcznościowe czy planszowe. Z nostalgią wspominam młodzieńczy okres, kiedy można było bez stresu umówić się ze znajomymi, otworzyć piwko i grać w różnego rodzaju gry. Zaraz po pojawieniu się na ziemi dzieci możliwość grania w cokolwiek nagle wyparowała. Gier zawsze mi brakowało, ale wraz z rozwojem moich dzieci zrozumiałem, że przyjdzie taki czas, że będę mógł w końcu pograć właśnie z nimi.

Zaczynaliśmy od prostych planszówek, które delikatnie mówiąc troszkę mnie nudziły. Później pojawiły się gry nieco ciekawsze, do których po kilkunastu minutach cierpliwość traciły jednak dzieci. Teraz na półce, szafce, stoliku i podłodze mamy już jednak kilka gier, które świetnie się sprawdzają. Oto niektóre z nich.

Stół do piłkarzyków/hokeja/koszykówki

Stół do piłkarzyków/hokeja/koszykówki

To rzucam na pierwszym miejscu z uwagi na to, że zabawkę polubiłem szczególnie ponieważ moje dzieci potrafią bawić się nią samodzielnie, dzięki czemu mogę w spokoju umierać ze zmęczenia. Osobiście zawsze lubiłem piłkarzyki, z Andrzejkiem i Anią grałem na takim mini stole u znajomych i wiedziałem, że taka zabawka im się spodoba. Gdybym myślał o jej zakupie tylko dla siebie, to pewnie wystarczyłyby mi piłkarzyki, ale w przypadku dzieci, które mają nieco szersze horyzonty, polecam zestaw 5w1 ze sklepu kupzabawke.pl, gdzie maluchy przy okazji mogą zagrać w hokeja, koszykówkę, kręgle czy w ping ponga :D. Serio, fajna zabawa, spore emocje, rywalizacja, trening zręczności, refleksu i współpracy. Polecam.

Granie w pranie

Świetna gra, która niedawno zawitała w naszym domu. Przyjęła się bardzo dobrze i gramy w nią wszyscy, no oprócz Alicji. Gra polega na tym, że jedna osoba rzuca kostkami, a druga “wiesza pranie” aż do momentu, w którym ta pierwsza osoba wyrzuci odpowiednią kombinację symboli na kostkach. Emocje są spore, dzieci mają frajdę, rodzice też. Fajne jest to, że dziecko pracuje tutaj nad motoryką małą, a przy okazji sprawdza, jak to jest działać pod presją czasu ;-).

Miny jak cytryny

Miny jak cytryny

Tutaj mamy okazję troszkę popajacować i się pośmiać. A przy okazji poćwiczyć mięśnie twarzy. Gra polega na tym, że jedna osoba pokazuje pozostałym określoną minę, a one muszą znaleźć jej odpowiednik wśród kart znajdujących się w grze. Fajna zabawa, która w przyszłości zamieni się w rywalizację. Póki co zaobserwowałem, że po jakimś czasie dzieciakom idzie coraz lepiej i chętniej próbują pokazywać miny, które na początku były poza ich zasięgiem.

Potwory do szafy

To takie mini memory, które ćwiczy dziecięcą pamięć, a przy okazji pokazuje, że leżąc w łóżku nie ma się czego bać. Gra pamięciowa, w której gracze odkrywają kolejne potwory, a następnie wśród zakrytych kart szukają zabawek, które przegonią je do szafy. Brzmi banalnie, ale wierzcie mi, że i tutaj pojawiają się emocje, dzięki którym adrenalina skacze, co z kolei zwiększa szanse na przeżycie kolejnego dnia :D.

Farma ze słowami

Farma ze słowami

To już ostatnia z gier, które zdecydowałem się umieścić na tej liście. I kolejna łącząca ze sobą emocje oraz edukację. Tutaj każde dziecko dostaje proste puzzle ze zwierzątkami, które musi sobie ułożyć. Na puzzlach są trzy napisy. Do tego mamy koło fortuny, którym każdy musi zakręcić, aby wybrać literę, którą chciałby położyć na jednym z wyrazów znajdujących się na jego karcie. Byłem w szoku, ale Ania pierwsze literki zaczęła rozpoznawać mając około 2.5 roku. Świetny wstęp do nauki czytania. Wygrywa ten, kto jako pierwszy ułoży wszystkie wyrazy.

Wylecz mnie

Po tę zabawę sięgam, kiedy oczy same mi się zamykają, nie mam sił ustać na nogach, siedzieć, ani myśleć przy jakiejkolwiek grze. Kładę się na ziemi, udaję jakąś chorobę, a dzieci mają mnie wyleczyć. Zaczyna się od osłuchiwania płuc i badania temperatury, a kończy na próbie usunięcia oczu. To zazwyczaj sprawia, że staję na nogi :D.

Uwolnij się z potrzasku

Kolejna dobra zabawa, w którą bawimy się na podłodze, dywanie czy na kanapie. Kładę się, obejmuję dziecko rękoma lub nogami w jak najbardziej skomplikowany sposób, a jego zadaniem jest wydostanie się z potrzasku. Tutaj ważna uwaga: należy zostawić ścieżkę wyjścia, a także nie dopuścić do sytuacji, w której dziecko zacznie panikować. Jeśli się przesadzi, to myślę, że w przyszłości dziecko może nawet bać się przytulania.

Taniec na stojąco

Tę opcję zabawy z dzieckiem biorę pod uwagę, gdy mam w sumie jeszcze resztkę energii. Włączam Youtube, odpalam jakieś fajne piosenki (czasem rockowe, czasem dla dzieci) i tańczę razem z dziećmi. Staram się, aby dzieci tańczyły na swoich nogach, jednak bardzo często kończy się na tym, że któreś z nich trzymam na rękach. Oczywiście w sytuacjach, w których za partnera do tańca miałem kilkumiesięcznego malucha, to w grę wchodziła tylko ta opcja :P. Myślę, że to dobry pomysł na zabawę, bo dzieci się ruszają, spalają energię, łapią poczucie rytmu, a nawet ćwiczą pamięć poprzez zapamiętywanie tekstów piosenek.

Leżąca wariacja

Zabawa, która moim dzieciom daje niesamowitą frajdę. Leżę, a dzieci na mnie wskakują, kładą się, atakują, łapią. Przy okazji robią fikołki, ja robię im samolocik, czy też obracam do góry nogami. Zabawa bywa niebezpieczna, dlatego trzeba stale kontrolować to, co się dzieje. Wyczytałem kiedyś, że tego typu wariacje są wskazane chociażby po to, aby nauczyć dziecko wyznaczania granic. No to ja wyznaczam.

Fale

Kiedy ma się kilkoro dzieci, to siłą rzeczy ma się też kilka starych materacy. Jeden wyrzuciłem, ale inny się jakoś uchował i pewnego dnia wpadłem na pomysł, że trzeba wykorzystać go do zabawy. Zaczęło się od tego, że próbowałem zrobić dzieciom taką miękką zjeżdżalnię, jednak to nie wystarczyło. Położyłem się na plecach, uniosłem na rękach i nogach materac i zaprosiłem na niego dzieciaki. Później zacząłem śpiewać “nie ma fal”, aż nagle fale się pojawiły, a dzieci przeżyły swój pierwszy sztorm. Od tego momentu notorycznie jestem terroryzowany, aby bawić się z nimi w fale/statek. Spodobało się im, mnie to nie wykańcza, więc czasem się bawimy. Zaznaczam, że warto bawić się na względnie miękkim i posprzątanym podłożu, bo fale bywają czasem zbyt mocne, przez co dziecko ląduje za burtą. Dobrze, aby nie lądowało na czymś niebezpiecznym.

Zbijak

Kupiłem kiedyś taką miękką piłkę. Niby do kopania. Ale przecież ciekawiej jest, kiedy się nią w kogoś rzuca, w końcu nie można zrobić krzywdy :D. No i w ten sposób doszedłem do kolejnej, ostatniej już zabawy z dzieckiem, o której chciałem dziś wspomnieć. Rodzic kładzie się w komfortowych warunkach na łóżku, dzieci natomiast biegają po pokoju. Zadaniem rodzica jest rzucanie piłką w taki sposób, aby jakiś najwięcej razy trafić w dziecko. Przegrywa ten, kto pierwszy zostanie trafiony 10 razy.

Mam nadzieję, że przynajmniej część z moich propozycji przypadnie Ci do gustu. Pamiętaj, aby bawiąc się z dzieckiem dbać o bezpieczeństwo i umiar. I wiedz, że nawet będąc skrajnie zmęczonym możesz miło spędzić z nim czas zacieśniając więzi, a przy okazji czegoś go ucząc.

Top content