Ja też wcale nie spieszyłem się na ten świat

Andrzej przyzwyczaił nas do luksusu. Urodził się idealnie w terminie zapowiadanym przez lekarza i moją żonę. Zdarza się to podobno w około 5% porodów. Jako że moja żona jest punktualna i obowiązkowa, to sądziłem, że Ania też urodzi się w z góry zaplanowanym dniu, tymczasem jednak jest zupełnie inaczej.

Powiem Ci, że w przypadku pierwszego dziecka, właśnie z uwagi na terminowy poród, czułem się zupełnie inaczej. Nie było tego wyczekiwania, tej niecierpliwości i tych nerwów nawet pomimo tego, że to było właśnie pierwsze dziecko, przy którym człowiek powinien się bardziej stresować. Wtedy czekaliśmy na 14stego czerwca, poszliśmy rodzić i tyle. A teraz… czekamy, czekamy i doczekać się nie możemy!

Wczoraj tak sobie stwierdziłem, że na dobrą sprawę, to trzeba się zastanowić czy to nasze małe dziecko tak naprawdę to ma w ogóle do czego się spieszyć. Już za chwile pojawi się bowiem w świecie pełnym złości i agresji, który przepełniony jest zawiścią i rywalizacją, i na którym oddycha się smogiem i dymem z papierosów.

Z drugiej strony mamy jednak miłość i rodzinę, sympatycznych i życzliwych ludzi, a także masę urokliwych miejsc, w których pełną piersią oddychać można czystym powietrzem. Są też maski antysmogowe. W sumie jest więc chyba po co się na tym ziemskim padole pojawiać :D.

Jedno jest pewne, już teraz widzę w Ani pewne podobieństwo do tatusia. Otóż ja również nie spieszyłem się na ten świat. Urodziłem się w wielkich bólach i mękach dopiero 2 tygodnie po terminie. I tak sobie teraz myślę, że tekst ten może być świetnym początkiem artykułów, w których pozwolę na to, abyś bliżej mnie poznał zaznajamiając się z najważniejszymi  chwilami mojego życia.

Te ostatnie znasz, ale tych wcześniejszych nie. Trzeba to nadrobić.

Również po to, abym ja miał kiedyś do czego wracać.

Top content