Fontanna piłek Happy Ball. Zbawka, która wykańcza psychicznie… rodzica

Fontanna Happy Ball
Pomiędzy Andrzejkiem, a Welwetem: fontanna Happy Ball, bohaterka dzisiejszego wpisu.

Znacie to podejście, zgodnie z którym chcąc wkurzyć znajomych powinno się kupić ich dzieciom jakąś hałasującą zabawkę? Ja znam. I ostatnio, przy okazji Świąt, miałem okazję zostać rodzicem dziecka, które otrzymało zabawkę doprowadzającą mnie do szaleństwa. Synek zabawkę tę dostał od mojej siostry, a swojej mamy chrzestnej. I jestem pewien, że wcale nie dostał jej dlatego, żeby mnie denerwowała. To czysty przypadek. Prawda siostro? 😀

W każdym razie właśnie dziś chciałem napisać o zabawce, która na zdjęciach zwróciła uwagę jednej z moich czytelniczej. Chodzi mianowicie o cudo jakim jest HAPPY BALL – WESOŁE PIŁECZKI.

Jeśli chodzi o cenę tej zabawki, to nie będę się wypowiadał, bo tak jak wspomniałem – był to prezent i nawet nie chcę interesować się jego ceną. Podejrzewam jednak, że majątku zabawka ta nie kosztowała.

Zabawka generalnie wygląda ciekawie. Dla dziecka jej funkcjonalność jest fascynująca. Dla rodzica prosta: jest to zabawka z mechanizmem, który sprawia, że pięć piłeczek pokonuje tam bardzo ciekawą drogę wylatując z tuby, zjeżdżając po krętej zjeżdżalni i wracając do tuby, która ponownie wyrzuca je w powietrze. Wszystkiemu temu towarzyszy muzyka. Wszystko możesz zobaczyć na poniższym filmie.

Wracając do muzyki – to właśnie ona wykańcza psychicznie. Na opakowaniu zabawki napisane jest, że jej funkcjonalność pozwala na odtwarzanie zdaje się ośmiu różnych dźwięków (na 100% nie pamiętam, a opakowania już nie mam). Nasz model chyba ma jakiś defekt, bo odtwarza tylko jeden dźwięk.

Andrzejek jest jeszcze zbyt mały, aby porządnie się tym bawić. Głównie interesuje go przewracanie tej fontanny oraz podejmowanie prób zjedzenia piłeczek. Trzeba go więc dobrze pilnować, a zabawkę uruchamiać samodzielnie. I trzeba robić to dość regularnie, bo zabawka dziecku się bardzo podoba i gdy już sobie o niej przypomni, to chce na nią patrzeć przez dłuższą chwilę.

I w sumie nie ma się czemu dziwić. W końcu to całkiem niezła atrakcja. Wciskasz grzybka, a tu nagle działać zaczyna jakiś tajemniczy mechanizm, który unosi piłeczki, wyrzuca je w powietrze i sprawia, że mogą zjechać ze zjeżdżalni.

Idea zabawki jest więc bardzo fajna i podejrzewam, że może ona zainteresować nawet starsze dzieci, które uczyć mogą się z nią praw fizyki.

Ale ten dźwięk… wykańcza psychicznie. Na szczęście tylko rodzica ;-).

Jednym słowem: można kupować. Razem z zatyczkami do uszu.

Top content