Dziecko na weselu? Relacja rocznego dziecka vs relacja rodzica!

W sobotę wrzuciłem na Facebooka zdjęcie, na którym chwaliłem się, że jedziemy na wesele. To była nasza pierwsza taka impreza odkąd dołączył do nas Andrzej. Dziś chcę napisać Ci o tym wydarzeniu oceniając je zarówno z punktu widzenia rodzica, jak i z punktu widzenia dziecka. Bo pewnie domyślasz się, że dziecko i rodzic imprezę taką przeżywają całkowicie inaczej.

Wesele z punktu widzenia rocznego dziecka

Cześć! Jestem rocznym chłopcem, a w poprzedni weekend pierwszy raz byłem na weselu. Opowiem Ci dziś jak było.

Wszystko zaczęło się od tego, że najpierw miał odbyć się ślub. A że nie lubię takich oficjalnych wydarzeń, to postanowiłem pójść spać jakieś 10 minut przed ślubem. Na szczęście udało się zasnąć i nie musiałem siedzieć cicho, słuchając na baczność dwójki ludzi przyrzekającej sobie dozgonną miłość. W zamian za to wyspałem się wiedząc, że czuwa przy mnie tata.

Obudziłem się mniej więcej po godzinie, kiedy było już po wszystkim. Tata zabrał mnie na salę pełną ludzi, trochę mnie to przeraziło, ale na szczęście za chwilę przynieśli jedzenie i mama pozwoliła, abym zjadł trochę rosołku. Powiem Ci, że to straszne świństwo, domowe zupki są zdecydowanie lepsze. No i z pewnością zdrowsze. W żadnej restauracji nie zrobią tak dobrego jedzenia, jak to, które robi mama. No i babcia ewentualnie, jedna i druga.

Wiesz co? To był mój pierwszy raz na takiej imprezie, nigdy nie widziałem tak wielu osób w jednej sali. Ja wiem… było ich chyba z 80. Wszyscy gadali, w tle grała muzyka, panował ogólny chaos. Rodzice są pewnie do tego przyzwyczajeni, ale dla mnie był to duży szok. Trochę się denerwowałem i cały czas chciałem być na rączkach… u taty, bo on jest wyższy od mamy, przez co wyżej mnie trzyma, a ja mogę lepiej obserwować czy przypadkiem z żadnej strony nie zagraża mi niebezpieczeństwo.

Jakoś po 2 godzinach takiego pierwszego stresu lekko się rozluźniłem. Pomogło mi w tym to, że dostałem balona. Dał mi go Pan, który włączał muzykę. Pidżej zdaje się, czy coś takiego. W każdym razie zacząłem chodzić i raczkować za balonem. Obserwowałem też jak swoimi balonami bawiły się starsze dzieci. Też mógłbym z nimi biegać, ale z jakiejś przyczyny tata mi na to nie pozwalał, chyba bał się, że za bardzo ich poturbuję. Jak podrosnę to wymknę się tacie i będę mógł grać z kim chcę.

Ten balon to mnie serio rozkręcił. Cały ten tłum przestał mnie już martwić. Dodatkowo nie stresowała mnie już obecność fotografów, którzy jarali się mną niemal tak samo jak Parą Młodą. Chyba im się coś pomyliło, bo przecież to nie była moja impreza. Ale kij z tym, przynajmniej będę miał fajne zdjęcia, o ile Para Młoda dośle je moim rodzicom.

Sorry, bo odszedłem od tematu. Tak jak wspomniałem – balon mnie rozkręcił. Od tego momentu nie chciałem już wisieć na rączkach u taty. Chciałem tańczyć, bawić się i chodzić po całej sali. Wcale nie przeszkadzało mi to, że musiałem przeciskać się pomiędzy wielkimi ludźmi, którzy nie zawsze mnie widzieli i czasem mnie trącali, przez co nie raz się przewróciłem. Nie wiem tylko dlaczego tata przy tym tak się denerwował i ciągle za mną biegał. Szalony jakiś.

Kończąc powiem Ci, że na weselu najbardziej smakowała mi kiełbasa z wiejskiego stołu, później miałem tylko problem z jej trawieniem, strasznie mi się odbijało.

A najbardziej podobały mi się tańce. Głośna muzyka wcale mi nie przeszkadzała. Super tańczyło się przy niej z mamą i tatą, najbardziej podobały mi się obroty!

Dalej nie pamiętam, bo szybko się zmęczyłem i byłem śpiący, chyba pojechaliśmy do domu, jeszcze przed kolacją.

Wesele z punktu rodzica rocznego dziecka

Cześć, fajnie, że udało Ci się przeczytać to, co odnośnie wesela do powiedzenia miało moje roczne dziecko. Na początku powiem, że cieszę się, że mu się podobało. Bałem się, że będzie przerażony ilością ludzi i okropnym hałasem. Ale jakoś dał radę. W każdym razie dla mnie wszystko zaczęło się słabo, bo chwilę przed godziną ślubu Andrzej zasnął i zamiast słuchać przysięgi, która to przecież jest w tym dniu najważniejsza, siedziałem z nim w aucie i obserwowałem jak śpi. Kiedy się obudził było już po wszystkim, załapaliśmy się tylko na grupowe zdjęcie. Później był obiad, który z żoną jedliśmy na zmianę, bo Andrzejek ciągle chciał być na rączkach. Najlepiej na stojąco i najlepiej gdzieś w holu, nie w tłumie.

Z czasem dziecko się rozkręciło. DJ dał dzieciakom balony, które pozwoliły Andrzejkowi zapomnieć o całej nowej sytuacji. Pobiegał za balonem, a później ćwiczył wchodzenie i schodzenie po schodach.

Jeśli chodzi o jego nerwowość było już tylko lepiej. Na sali weselnej nie wymagał  tego, aby ciągle trzymać go na rękach. Zaczął zaczepiać ludzi, chodzić między krzesłami, sam pchał się nawet na salę taneczną. Momentami byłem przestraszony, bo w tym gąszczu ludzi nie każdy zwracał uwagę na to, aby nie zdeptać malucha, który akurat chciał pójść podotykać torebkę pani w różu.

Bardzo podobały mu się nasze wspólne tańce. Miał z tego sporo frajdy.

Synek szybko się zmęczył i zrobił się śpiący (ślub zaczął się o 14, a do domu jechaliśmy już jakoś po 19). My chyba zmęczeni byliśmy jeszcze bardziej rozumiejąc już, że na weselu z tak małym dzieckiem nigdy nie będziemy bawić się tak, jak na tego typu imprezach bawiliśmy się wcześniej.

Ale wcale tego nie żałujemy. Czymże jest bowiem tańcowanie, zabawa i picie na weselu wobec największego szczęścia na świecie?

Niczym wielkim. Dlatego we wrześniu pojadę z synkiem na kolejne wesele i wcale nie będzie tam dla mnie priorytetem moja dobra zabawa, a bezpieczeństwo, spokój i dobra zabawa mojego dziecka.

Bo na tym polega rodzicielstwo.

Top content