Czy czasem praca może być ważniejsza od rodziny?

Dziś muszę napisać coś, czym będę chciał sam siebie usprawiedliwić.

Kiedyś bowiem założyłem sobie, że nigdy nie będę chciał doprowadzić do sytuacji, w której praca będzie dla mnie ważniejsza, niż rodzina. Oglądając filmy takie jak ten poniżej zawsze myślałem, że rodzina musi być na miejscu numer jeden, niezależnie od wszystkiego. Kiedyś już to z resztą udostępniałem.

A dziś po raz pierwszy doszło do tego, że z uwagi na pracę musiałem odłożyć marudzącego synka do łóżka i wyjść z domu. Może nie musiałem, a chciałem.

Serce mnie trochę bolało i to nie tylko dlatego, że synek płakał, ale też dlatego, że obudził się wcześniej, niż zwykle i kompletnie nie pozwolił na to, aby moja żona się wyspała. Zostawiłem więc nie tylko płaczące dziecko, ale też zmęczoną żonę.

No ale kurcze, przecież człowiek musi jakoś zarobić pieniądze na jedzenie, pieluchy i prąd. Prawda?

Dla mnie praca nie jest i nigdy nie będzie najważniejsza. Przecież nie opuściłem ich dlatego, że lubię pracować 24 godziny na dobę. W dodatku na myśl o kolejnej zarobione złotówce nie mam orgazmu. Po prostu jest poniedziałek, było około 7, to chyba normalne, że muszę wyjść do pracy?

Niby normalne, a ja i tak mam wyrzuty sumienia.

Mam ten „luksus”, że póki co pracuję na swoim, więc teoretycznie nic by się nie stało, gdybym potrzymał synka na rękach pół godziny dłużej, pośpiewał mu kołysanki i być może go uśpił. Nic by się nie stało, poza tym, że olałbym swoje inne obowiązki.

Pracując samemu bardzo ciężko jest się zmobilizować do pewnych działań, bardzo ciężko jest narzucić sobie rytm pracy, a jeszcze ciężej jest trzymać się go. Ja przynajmniej tak właśnie mam.

A teraz siedzę w pracy i rozmyślam o tym, czy dobrze zrobiłem, czy może jednak trzeba było zostać z synkiem i odciążyć żonę… masakra. Ale wracając do początku wpisu: usprawiedliwiam się. Wierzę bowiem, że ilość czasu, który spędzam w pracy bliska jest złotemu środkowi, zwłaszcza gdy patrzę na innych. A odpowiadając na tytułowe pytanie: nie, praca nie może być ważniejsza od rodziny. Jest jednak niezwykle istotna, bo rodzinie umożliwia byt. I dla niej też trzeba mieć szacunek.

Mam znajomych, którzy pracują po kilkanaście godzin dziennie, przez co z rodziną widują się dość rzadko. I nie mówię tu o tych, którzy do takiej pracy są zmuszeni przez życie. Mówię o takich, którzy robią to z własnej woli.

Z jednej strony podziwiam ich za pracowitość, z drugiej zaś jest mi ich żal. Bo wiem, że nadmierną ilość swojego cennego czasu, który jest ograniczony, spędzają nie z bliskimi, a w pracy. I na ich miejscu czułbym wielki żal, że nie mogę poświęcić większej ilości czasu na obserwowanie tego, jak zmienia się moje dziecko.

Kto wie, może ten tekst przeczyta kiedyś jakiś pracoholik i analizując moje rozterki wyjdzie z biura i pojedzie do rodziny? Oby.

Top content