Boję się, że dzieci bite są wieczorami

Znerwicowany, zestresowany i uciśniony przez państwo rodzic budzi się rano. Robi to samodzielnie lub też budzą go dzieci, często po nieprzespanej nocy. Jeśli dzieci są troszkę starsze, to czeka go dodatkowe zadanie, musi wyciągnąć je z łóżka, aby zaczęły przygotowywać się do wyjścia do przedszkola czy szkoły.

Rodzic robi im śniadanie, przygotowuje herbatki, w międzyczasie dba o siebie. Obserwując ociągające się dzieci chce rwać włosy ze swojej głowy. Nie robi tego tylko dlatego, że z doświadczenia wie już, że włosy te później nie odrastają.

Udało się, dzieci są spakowane, a po mękach udało się je ubrać i wsadzić do auta, o dziwo wszystkie. Teraz wystarczy zawieźć je do przedszkola i szkoły. Po drodze rodzic mierzy się z korkami, nerwowymi kierowcami i sygnalizacją świetlną, która uparcia zmienia swój kolor na czerwony za każdym razem, gdy zbliża się on do skrzyżowania.

Dzieci są już na miejscu, teraz trzeba dojechać do pracy, zaparkować samochód najlepiej na boku, bo nigdzie nie ma miejsca, a następnie dostać się do biura. Kolejne 8 godzin (minimum) to praca, zgoda z zainteresowaniami rodzica, ale często przepełniona:

  • stresem generowanym przez kierownictwo
  • stresem związanym z brakiem wyników
  • stresem związanym z nieogarniętymi klientami
  • stresem związanym z goniącymi terminami

A po pracy? Po pracy znowu korki, znowu podróż do domu, czasem połączona z odbieraniem dzieci z przedszkola czy szkoły. Do tego zakupy, na zakończenie których rodzic wybiera oczywiście tę kasę, w której kolejka przesuwa się najwolniej.

W końcu udaje się dotrzeć do domu, zjeść obiad, pobawić się z dziećmi, usiąść i napić herbaty.

A później nachodzi wieczór. Czas, w którym dziecko, o dziwo, ma najwięcej energii, a rodzic najmniej. Ma wtedy również najmniej cierpliwości.

I boję się, że właśnie wtedy, wieczorem, dzieci bite są najczęściej. Wtedy, gdy osoby nie potrafiące zapanować nad swoimi emocjami są wykończone, sfrustrowane, pozbawione jakiejkolwiek cierpliwości. Wtedy, gdy wybuchnąć jest im najłatwiej.

Nie jestem zwolennikiem kar cielesnych. Sam dzieci nie biję. I bić nie zamierzam.

Ale to właśnie wieczorami najczęściej zdarza mi się podnieść na dziecko głos.

I rękę.

Tyle, że potrafię ją opuścić.

Jestem przekonany, że jest wiele rodziców o wiele lepszych ode mnie, oni na dzieci nie podniosą ani głosu, ani ręki. Ale wiem też, że jest sporo takich, którzy rękę podniosą, a następnie uderzą nią dziecko.

To straszne. Tym bardziej, ze ten malec za chwilę pójdzie spać.

Z myślą, że rodzic go bije.

I jak tu później chętnie i radośnie wstać, aby zabrać się z nim do szkoły?

Nie stresujmy się pracą. Nie stresujmy się korkami, nie wkurzajmy się na szefa. To wszystko jest nieistotne, to bez znaczenia. Sam wiesz, co ma największe znaczenie, nie muszę Ci o tym mówić.

Top content