A może by tak uciec? Wyjechać i nie wrócić… przez dzień lub dwa

Wczoraj zacząłem sobie wkręcać, że zaczyna się u mnie jakaś depresja. Chodzę przybity, nie uśmiecham się. Jestem zmęczony i zestresowany. Żona sama zauważyła, że coś jest nie tak. Jak tylko wróciłem z pracy, to spytała o to, dlaczego jestem nie w sosie. Powiedziałem jej, że chyba mam depresję. Jej reakcja była niezawodna: „o, tego dawno nie słyszałam”.

A teraz siedzę sobie sam w czterech ścianach, pracuję i zastanawiam się nad tym co jest ze mną nie tak. Myślę o tym, aby to wszystko rzucić i wyjechać… w pizdu.

Zastanawianie to, na całe szczęście, zamiast do „w pizdu” doprowadziło mnie do bloga, przez co właśnie piszę ten tekst. Robiąc sobie przerwę od pracy… a może wcale nie, bo w końcu blogowanie to też praca.

Zastanawiam się nad tym, czy mam jakieś powody do przygnębienia. Sytuacja wygląda tak:

Kwestie rodzinne: mam żonę – zdrową, mam synka – zdrowego, mam rodziców, dziadków, rodzeństwo – wszyscy zdrowi. Mam psa. Czyli tutaj jest bardzo dobrze.

Kwestie życiowe: mam nowe, większe mieszkanie, mam telefon, komputer, tablet, samochód. Czyli tutaj jest bardzo dobrze.

Kwestie zawodowe: mam swoją firmę, jakoś zarobię na ZUS, może nawet coś zostanie na życie. Tutaj jest nie najlepiej.

Kwestie emocjonalne: nie chce mi się. Nie chce mi się niczego.

No i kurde z czego to wynika. Ktoś, kto to czyta stwierdzi: idiota! Ma wszystko co do szczęścia potrzebne, a nawet więcej i jeszcze śmie marudzić.

I wcale temu komuś nie będę się dziwił. Coś jest ze mną nie tak, bo zamiast cieszyć się życiem i radować się z tego, co mam, to ja widzę wszystko w czarnych barwach i chodzę przygnębiony. Martwię się, że zmieniliśmy mieszkanie na większe, a tak naprawdę to nas na nie nie stać. Martwię się, że z firmy odejdzie mi jeszcze jeden Klient i nie będę wiedział jak opłacić rachunki.

Jestem zestresowany i nerwowy. Łatwo kłócę się z Kasią, czasem wkurzę się na Andrzejka, a już zupełnie z nerwów wyprowadza mnie pies, który przez swoją jeszcze młodzieńczą fantazję czasem robi rzeczy, które wcześniej tak bardzo mnie nie denerwowały.

Serio albo mam tu do czynienia z początkiem jakiegoś depresyjnego przygnębienia, albo po prostu jestem totalnie wypompowany.

Za chwilę miną dwa tygodnie od dnia, w którym skończyłem odświeżanie mieszkania. A nadal bolą mnie palce u rąk (od trzymania wałka) i mam zakwasy w okolicach ud i pachwin. Do bólu krzyża już się przyzwyczaiłem. W międzyczasie nie za bardzo miałem kiedy się wyspać, bo po przeprowadzce Andrzejek chętnie budzi się w nocy. Lipa.

Ja wiem, że Ty pewnie jesteś zmęczony czy zmęczona bardziej, niż ja. Ale mi się momentami nawet nie chce mrugać, o czesaniu czy wyjściu do fryzjera nie mówiąc. Lipa.

Jestem jakiś taki wypompowany

Mam nadzieję, że to nie jest żadna depresja, bo nie mam na nią czasu. Mam nadzieję, że to zmęczenie i że wszystko mi minie, kiedy w końcu znajdę chwilę, aby odpocząć i zapomnieć o otaczających mnie nerwowych sprawach.

I tutaj pojawia się piosenka, której od bardzo dawna nie słuchałem. I zrobię to teraz…

A może by tak uciec,
wyjechać i nie wrócić przez dzień lub dwa
odnaleźć się, 
A może by się urwać
pochodzić pośród chmur
tak by świat nie gonił nas mnie

Top content