A jednak doceniłem Misia Szumisia

Ostatnio poczułem się bardzo miło, gdy jedna z czytelniczek mojego bloga ojca (pozdrawiam!) napisała, że po przeczytaniu mojego artykułu na temat maty Tiny Love zdecydowała się ją kupić, z czego z resztą jest bardzo zadowolona, podobnie jak jej dziecko. Gdy czytałem jej słowa pomyślałem sobie, że muszę częściej wystawiać opinie różnym produktom, które przydatne lub zbędne mogą być dla mamy, taty czy dziecka.

Mata Tiny Love

Dziś padło na misia szumisia.

Nasz początek nie był najlepszy

Nie będę Cię oszukiwał. Już na początku miałem do misia szumisia jakiś problem. Andrzej dostał go od mojej teściowej, która stwierdziła, że misia szumisia uznałem za zło tylko dlatego, że kupiła go ona. No bo przecież wszystko co od teściowej jest złe. Początkowo tłumaczyłem jej, że nie ma racji, ale z uwagi na to, że to jest bardzo uparta kobieta postanowiłem jednak przyznać jej rację. Z czasem sam w to nawet uwierzyłem, nie będę przecież sprzeczał się z teściową ;-).

Fakty są jednak takie, że misia szumisia potraktowałem jako urządzenie, które wyręczać ma rodzica w usypianiu i uspokajaniu dziecka (jeśli nie wiesz, to ta zabawka generuje po prostu biały szum, czyli dźwięk znajomy noworodkowi, który podobne odgłosy słyszał siedząc u mamy w brzuchu). A ja nie lubię zbyt wielu innowacyjnych rozwiązań, które ograniczają kontakty pomiędzy ludźmi. Chciałem samodzielnie szumieć mojemu dziecku. Chciałem sam go usypiać i uspokajać. Zwłaszcza, że we wcześniejszych dniach wcale to szumienie nie sprawiało mi problemu, odbierałem to jako mój obowiązek, który odebrać może mi taki miś.

I tak właśnie przez kilka tygodni czy miesięcy żyłem sobie w przekonaniu, że miś szumiś to zbędny gadżet, który zastąpiony może być z resztą przez jakąkolwiek aplikację na telefon czy tablet.

Do czasu…

…bo z czasem misia szumisia doceniłem

Wszystko zmieniło się w okresie, gdy dziecko stało się bardziej marudne. To było chyba jakoś koło okresu, w którym Andrzej nauczył się przewracać w czasie snu z plecków na brzuszek i w drugą stronę, a przy okazji zaczęły wychodzić mu dolne jedynki. Wiadomo, chłopak był trochę obolały, grzebał w ustach, miał problem z zasypianiem, wybudzał się z byle powodu i zaczynał płakać.

Wtedy szumienie do momentu uspokojenia go nie trwało 2-3 minuty, ale o wiele, wiele więcej. Trzeba było szumieć przy usypianiu, kilkanaście minut po zaśnięciu (aby czasem się nie wybudził), a także w środku nocy, gdy zmiana pozycji wybudzała go, a dzięki szumowi ponownie wracał do snu. No i sorry, ale tutaj samodzielne szumienie ustami doprowadziłoby mnie pewnie do grobu albo do jakiegoś narkotyku, który dodawałby mi sił.

I tak to właśnie zrozumiałem, że ten miś szumiś nie jest wcale taki zły i można go polubić. Nie musisz wstawać, nie musisz siadać, nie musisz otwierać oczu, nie musisz uruchamiać aplikacji. Wystarczy, że wyciągniesz dłoń, ściśniesz główkę misia, a ten zaczyna generować dźwięk uspokajający Twoje dziecko.

I na naszym przykładzie widać, że miś szumiś przydaje się nie tylko w przypadku noworodków czy bardzo małych niemowlaków. Okazuje się, że może on być przydatny również przy blisko półrocznym dziecku.

Nie jest to więc bezsensowna i krótkoterminowa inwestycja. Warto się nad nią zastanowić. I nie chcę zachęcać Cię tutaj do kupowania oryginalnego szumisia, na allegro czy olxie znajdziesz pewnie jakieś tańsze alternatywy, które w tym samym stopniu wywiążą się ze swojego zadania nie zmuszając Cię do płacenia za markę.

Jeśli więc szykujesz wyprawkę dla noworodka, to spokojnie możesz takiego misia do niej dorzucić. Albo po prostu pogadaj ze swoją teściową i niech kupi go swojemu wnukowi, tak jak zrobiła to moja. Obiecuję, że miś Ci się przyda. Czy to w łóżku, czy na spacerze czy gdziekolwiek indziej. Uspokajacz ten jest bowiem bardzo wygodny.

Podsumowując, szanuję misia szumisia za wykonywaną przez niego pracę. Nigdy go jednak nie pokocham i nigdy też nie będziemy przyjaciółmi. A to dlatego, że wydawany przez niego dźwięk doprowadza mnie do nerwicy ;-).

ja i szumiś

Top content